piątek, 18 stycznia 2013

Od Larissy


Należałam już do tak wielu watah,że w końcu postanowiłam zostać wilkiem-pustelnikiem.Nie znam swojej rodziny,a raczej nawet jej nie mam.Pozbyli się mnie.Jak zwykłego śmiecia.Nie dziwię im się.Bo kto by chcił mieć takiego "innego" potomka ? Dziwnego,niosącego śmierć i spustoszenie.Każda alfa watahy,w jakiej byłam,gdy tylko dowiadywał się o tym co robie,wyrzucał mnie na zbity pysk.Dzięki temu,widziałam w życiu dużo,i dużo potrafię.Szłam tak,przez jakiś jeszcze nieznany mi las,myśląc o tym wszystkim.Wyczułam w powietrzu zapach wilków.
-Czas iść w inną stronę-Pomyślałam.Zawsze,gdy tylko wyczuwałam zapach jakiejś watahy,omijałam ją szerokim łukiem.Chyba,że zdażył się jakiś wyjątek.Jednak byłam już nieco zmęczona,po kilkudniowym marszu.Położyłam się pod jakimś wielkim drzewem.Strasznie chcialo mi się spać,ale wolałam być czaujna,zwłaszcza,że w pobliżu sa inne wilki.Poczułam mocny zapach samic.No tak ,zbliża się czas rui.Wszystkie basiory będą teraz biegać jak nakręceni.Niech tylko ktoryś się do mnie zbliży.Na razie nie szukam nikogo.Miałam wielu partnerów,ale żaden z nich, nie był "tym jedynym" jak to określają inne samice...Nawet dobrze mi z tym.Nie chcę nikogo.Wolę samotnść.Dzięki temu,nie robię nikomu krzywdy.Chociaż bardzo lubię sprawiać innym ból,to jednak muszę trzymać emocje na wodzy.Z innej strony,podróżując przez wiele ciekawych miejsc,nigdy nie spotkałam wilka z jakimiś magicznymi umiejętnościami.No tak.Tylko ja jestem jakimś wyrzutkiem.Ale zupełnie mnie nie obchodzi,to co inni o mnie myślą.Jestem jaka jestem,i nie zamierzam się zmieniać.Natychmiast się podniosłam i znów zaczęłam iść.Było już ciemno i zimno.Zaczął padać mocny deszcz.Byłam cała przemoczona,ale nie zamierzałam stawać.Jednak gdy zaczęła odzywać sie moja pustka w brzuchu,postanowiłam że muszę choć trochę czegoś zjeść.Przed nosem przebiegl mi niewielki królik.Nie goniłam go.Wystarczyło,że popatrzałam na niego moim szczególnym spojrzeniem.Królik zatrzymał się i upadł.Jego ciałem wstrząsały drgawki,a zpyska pociekła strużka krwi.Trwało to jeszcze przez chwilę,gdy ta kulka futra stała się zimna i sztywna.Widziałam uciekające z niego życie,jego ostatni oddech.W ogóle mnie to nie ruszyło.Zjadłam go ze smakiem.To,że dosłownie potrafię zabić każdego wzrokiem,to nie znaczy że nie potrafię normalnie polwać.W dalszym ciągu kiszki grały mi marsza.Zatrzymałam się w końcu na jakiejś polanie.Tutaj zapach wilków był najmocniejszy.Zobaczyłam jaskinie,z ktorej wyszedł jakiś samiec.Warknęłam ostrzegawczo,żeby się nie zbliżał.
-Spokojnie,nic ci nie zrobię.
Że niby on miałby mi coś zrobić ? Gdybym była nim,to ja bałabym się o własne życie.
Gdy samiec zbliżył się do mnie,spytał:
-Może zechcesz wejść do jaskini ? Jesteś cała mokra.
-Nic z tego koleszko.Znajdź sobie inną napaloną samice.
-Nie chodziło mi o to.Może dołączysz do mojej watahy ?
-Jestem samotnikiem,nie szukam domu.
-A może jednak ?-Zachęcał.Wprawdzie było mi zimno i byłam bardzo senna,ale...a co m tam.
-...Dobra...Ale wiedz,że nie zawacham się kogoś zabić,jeśli będzie taka potrzeba.
-Postaram się,żeby do czegoś takiego nie doszło.
Powiedział i zaprowadził mnie do mojej tymczasowej jaskini.Nie zamierzałam tu długo przebywać.Jestem przyzwyczajona do błąkania się.Ale zobaczymy.Wolałam ostrzec moją "alfę",przed nieuniknionymi napadami agresjii z mojej strony.Nie musi wiedzieć o mnie więcej.To,że potrafię zabić kogoś,lub zranić,czy tylko sprawić ból wzrokiem,to jeszcze nie wszystko.Gorzej jak wpadnę w furię.Lepiej wtedy nie napanoszyć mi się pod łapy.Gdy należałam kiedyś do pewnej watahy,która lubiła prowadzić walki o terytorium,byłam bardzo przydatnym wojownikiem.W furii potrafiłam zabić cale stado.Ale obiecałam sobie,że nigdy więcej jej nie użyję,w celach innych niż obrona własna.A więc stałam teraz w nowej jaskini razem z alfą.
-Może coś zjesz ?
-Nie dzięki.
Nigdy nie zejdę do takiego poziomu,żeby ktoś ofiarowywal mi jedzenie.igdy ! Wolę sama polować.A gdybym miała zjeść czyjąś zdobycz....to byłby uszczerbek dla mojej godności.
-Jak masz na imię ? -Spytał,wyrywając mnie z zamyślenia.
-Ja-a?-Po chwili zdałam sobię sprawę z tego,jak glupie pytanie zadałam.Przecież oprócz nas,nikogo tu nie było.Nie wiedziałam co mu powiedzieć.Nie miałam imienie,nikt mi go nie nadał.Ale pamiętam,że mając 5 miesięcy,znalazła mnie jakaś szamanka.Byłam u niej przez jakis czas,ale potem odeszłam.Była dla mnie dobra,ale nawet ona nie potrafiła mnie zmienić ani uleczyć.Twierdziła,że mam dar.Wyśmiałam ja wtedy.Ochrzciła mnie imieniem Larissa.Posługiwałam się tym imieniem w każdej watasze.A więc...
--...Larissa.
-Ładne imię.Jestem Saturn.A teraz już pójdę.Poznasz jutro resztę stada.
-...Ok...
Gdy samiec wyszedł,ja położyłam się i natychmiast zasnęłam.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz